Bilety onlineMuzeum dostępneDofinansowano ze środków Unii Europejskiej
Praca oddziałów Muzeum Krakowa podczas weekendu majowego. Link
Strona korzysta z ciasteczek!

„Miedzianna” spogląda na nas z Pałacu Krzysztofory

Kolorowe zdjęcie rzeźby Przekupki

Rzeźba przekupki, zwana „Miedzianną” została odsłonięta 17 grudnia na elewacji bocznej Pałacu Krzysztofory u zbiegu ulic Szczepańskiej i Jagiellońskiej. Jej autorem jest prof. Aleksander Śliwa, który wygrał konkurs ogłoszony przez Muzeum Krakowa.

Dlaczego właśnie przekupka?

W przeszłości na placu Szczepańskim stały kościoły św. Szczepana i św. Macieja. Na początku XIX wieku zostały zburzone, a plac do lat 50. XX wieku był krakowskim warzywniakiem.

Krakowianie kupowali na nim marchewkę na rosół, pasternak, pomidory. Wszystko to pochodziło z Czarnej Wsi i Łobzowa, gdzie ziemia rodziła fantastyczne jarzyny – opowiada dr Michał Niezabitowski, dyrektor Muzeum Krakowa. Warzywami handlowały przekupki, które kupowały warzywa od rolników, a na placu je „przekupowały", czyli sprzedawały drożej. - Zawód był właściwie w 100 procentach sfeminizowany, a wykonujące go kobiety były zazwyczaj ubogie. To one żywiły miasto – dodaje dyrektor Niezabitowski.

Muzeum Krakowa postanowiło oddać im hołd, umieszczając rzeźbę Przekupki Krakowskiej na fasadzie swej siedziby.

- To taka siostra św. Krzysztofa - mówi wicedyrektor Muzeum Krakowa Anna Śliwa-Suchowiak, która przewodniczyła konkursowemu jury. Rzeźba św. Krzysztofa, konkurs na projekt której rozstrzygnięto we wrześniu ubiegłego roku, stanęła na fasadzie Pałacu Krzysztofory od strony Rynku Głównego jeszcze w lipcu. – Rzeźba przekupki ma zalety podobne jak figura św. Krzysztofa, to oszczędna forma, sumaryczność, elegancja. Warto podkreślić również dobry warsztat rzeźbiarski profesora Aleksandra Śliwy, który jest autorem obu rzeźb, oraz fakt, że jego projekt bardzo dobrze wpisuje się w otoczenie.


Przed finalnym momentem odsłonięcia rzeźby, została odczytana legenda. Słowa autora legendy, Marcina Barana, przytaczamy poniżej:

Miedzianna
(legenda, której nie było)

Jan Matejko lubił Kraków nie tylko dlatego, że było to miasto żywą dekoracją przedstawianych przez niego scen z polskich dziejów. Mistrz Matejko lubił Kraków jako mieszkaniec tego zacnego, choć grajdołkowatego nieco miasteczka, o wielkiej przeszłości i zubożałej teraźniejszości. Lubił krakowskie bruki i zaułki, lubił krakowskie budowle, skromne raczej, choć opromienione minioną sławą
i kruszejącą godnością. Mniej lubił zmiany w krakowskiej substancji budowlanej, a już do szału doprowadzało go wyburzanie krakowskich „starożytności”. Lubił wreszcie Matejko Kraków jako miejsce pieszych spacerów.

W roku 1892 mistrz Jan podjął nieudaną próbę ratowania przeznaczonego do wyburzenia kościoła Św. Ducha, co gorsza: przeznaczonego do wyburzenia, by dać miejsce teatrowi! Nic dziwnego, że chodził mistrz Jan w tym czasie po Krakowie wielce poirytowany i cokolwiek najeżony, światu i ludziom jeszcze bardziej nieprzychylny niż zazwyczaj. Ulubił sobie zwłaszcza okrężną trasę z domu przy ul. Floriańskiej do siedziby Szkoły Sztuk Pięknych mieszczącej się nieopodal Barbakanu, bez konieczności zerkania
na rosnące gmaszysko teatralne. Nie szedł mianowicie wielki malarz do szkoły przez Bramę Floriańską, ale wzdłuż ul. św. Tomasza i przez plac Szczepański, a potem w prawo, Plantami, ku miejscu, któremu dyrektorował. Niewykluczone także, że plac, który powstał przed osiemdziesięciu laty po wyburzeniu kościoła św. Szczepana, irytował go nieco mniej niż świeża wyrwa po kościele duchaków.

Ale powodem takiego nadkładania drogi była również słabość mistrza pędzla do smakołyków mącznych, bardzo chrupkich, świeżych i smacznych, które sprzedawały przekupki na placu Szczepańskim. Korzystał też Matejko z odwiedzin na placu, by obserwować różne typy ludzkie, które
do najrozmaitszych planowanych malowideł mogły mu się przydać.

I tak oto po południu pewnego dnia pod koniec lipca 1892 roku Jan Matejko szedł przez plac Szczepański. Słońce już powoli chyliło się ku zachodowi, ale jego długie, pomarańczowe promienie barwiły jeszcze czubki drzew na Plantach oraz grzywy koni zaprzęgniętych do wozów, z których sprzedawano sery, kury i jaja. Matejko szukał swojej ulubionej handlarki sprzedającej bułeczki posypane makiem, kiedy nagle promienie słońca padły na piękną bronowicką dziewczynę pilnującą straganu z metalowymi naczyniami, dziewczynę, która powszechnie była znana jako Piękna Hanka. Światło gasnącego słońca odbite w blachach wiader, garnków i rondli spowiło całą postać dziewczęcą, ale najintensywniej zapłonęły jej włosy. Jaka była ich naturalna barwa – ruda, płowa, a może kasztanowa? Tego się nie dowiemy już nigdy, tak samo jak niewiadomym jest, w jakiej roli obsadziłby ją wielki malarz na którymś z kolejnych swych płócien, bowiem niedługo po tym spacerze poważnie zaniemógł i zmarł jesienią następnego roku.

Pewnym jest jednak, że by ją namalował, bowiem gdy zobaczył ją tak cudownie ubraną
w ciemnosłoneczne, miedzianobłyszczące płomienie, stanął jak wryty i tylko a to szeptał,
a to wykrzykiwał w zachwyceniu: „Miedzianna!”, „Miedzianna!”, „Miedzianna!”.

Nie można też wykluczyć, że był to dla Matejki znak, iż wpuszczenie odrobiny światła między stare mury jest nie tylko niezbędne, ale wręcz konieczne, bo daje bardzo dobre efekty estetyczne.
Kolorowe zdjęcie rzeźby Przekupki

Powiązane oddziały