I Was Lookin’ Back to See if You Were Lookin’ Back at Me to See Me Lookin’ Back at You
28.05.2022
- 26.06.2022
Kurator wystawy
Magdalena Kownacka, Anna Olszewska
Miesiąc Fotografii 2022 oraz Muzeum Nowej Huty (Oddział Muzeum Krakowa) zapraszają na wystawę zbiorową w Muzeum Nowej Huty (os. Centrum E1):
„I Was Lookin’ Back to See if You Were Lookin’ Back at Me
to See Me Lookin’ Back at You
IWLBtS/iYWLBaM/tSMLBaY”
(Massive Attack, Safe from Harm)
Oficjalne otwarcie wystawy: 28.05.2022 o godz. 13.00
Muzeum Nowej Huty, os. Centrum E1
W tym dniu wstęp do Muzeum Nowej Huty jest bezpłatny.
Tego dnia również co 30-40 min. od 13.00–18.00 zapraszamy na performans z użyciem transformatora rezonansowego #2MV [dwa megawolty].
W trakcie performansu iskra uwalniana z generatora Tesli, wytwarzającego wysokie napięcie rzędu milionów woltów, przekierowana zostanie na odlaną z brązu figurę z Tell el-Amarna. Wyładowanie na ułamek sekundy rozświetli wizerunek królowej, oplatając twarz siatką błysków.
W performansie użyta zostanie replika niedokończonego wizerunku kobiety identyfikowanej jako Nefertiti lub Merit-Aten. Oryginał znajduje się obecnie w zbiorach Muzeum Pergamońskiego w Berlinie, figura datowana jest na czasy XVIII dynastii. W połowie XX wieku ten idealizowany wizerunek twarzy wykorzystano do testowania trajektorii spojrzenia w badaniach okulograficznych prowadzonych przez radzieckiego pioniera tej
dziedziny – Alfreda Lukyanowicza Jarbusa.
Jarbus opublikował wyniki swoich badań, nakładając na obrazy testowe abstrakcyjną siatkę śladów fiksacji oka. 2MV [dwa megawolty], transferuje te szczególne metaobrazy do porządku fizyki – zastępując zapis ludzkiego spojrzenia najbardziej pierwotną formą informacji – siecią wyładowań elektrycznych.
OSTRZEŻENIA:
- błyski światła (niebezpieczne dla osób cierpiących na epilepsję),
- pole wysokiego napięcia (niebezpieczne dla osób z rozrusznikiem serca).
W tym dniu wstęp do Muzeum Nowej Huty jest bezpłatny.
Tego dnia również co 30-40 min. od 13.00–18.00 zapraszamy na performans z użyciem transformatora rezonansowego #2MV [dwa megawolty].
W trakcie performansu iskra uwalniana z generatora Tesli, wytwarzającego wysokie napięcie rzędu milionów woltów, przekierowana zostanie na odlaną z brązu figurę z Tell el-Amarna. Wyładowanie na ułamek sekundy rozświetli wizerunek królowej, oplatając twarz siatką błysków.
W performansie użyta zostanie replika niedokończonego wizerunku kobiety identyfikowanej jako Nefertiti lub Merit-Aten. Oryginał znajduje się obecnie w zbiorach Muzeum Pergamońskiego w Berlinie, figura datowana jest na czasy XVIII dynastii. W połowie XX wieku ten idealizowany wizerunek twarzy wykorzystano do testowania trajektorii spojrzenia w badaniach okulograficznych prowadzonych przez radzieckiego pioniera tej
dziedziny – Alfreda Lukyanowicza Jarbusa.
Jarbus opublikował wyniki swoich badań, nakładając na obrazy testowe abstrakcyjną siatkę śladów fiksacji oka. 2MV [dwa megawolty], transferuje te szczególne metaobrazy do porządku fizyki – zastępując zapis ludzkiego spojrzenia najbardziej pierwotną formą informacji – siecią wyładowań elektrycznych.
OSTRZEŻENIA:
- błyski światła (niebezpieczne dla osób cierpiących na epilepsję),
- pole wysokiego napięcia (niebezpieczne dla osób z rozrusznikiem serca).
Uczestnicy i uczestniczki wystawy: Marek Chlanda, John Conway (demo: Fabian Hemmer), Johann Wolfgang von Goethe, Władysław Hasior, Henryk Hermanowicz, Karolina Jarzębak, Irena Kalicka i Jan Płatek, Katarzyna Kozyra, Ville Lenkkeri, Józef Lewicki, Marx Machines Inc., Andrea Natella, post_noviki, Mariusz Sołtysik, Dominik Stanisławski, Phil Wang / Lucidrains
Kuratorki: Magdalena Kownacka, Anna Olszewska
Muzeum Nowej Huty (Oddział Muzeum Krakowa), os. Centrum E1
Kuratorki: Magdalena Kownacka, Anna Olszewska
Muzeum Nowej Huty (Oddział Muzeum Krakowa), os. Centrum E1
Spektakl wyświetlany na ekranach telefonów i laptopów zajmuje naszą uwagę przez długie godziny – śnimy na jawie. Patrzymy, pozwalamy zobaczyć, ktoś obserwuje. Trwająca ułamki sekund wymiana spojrzeń niepokoi i wprawia w stan ekscytacji. IWLBtS/iYWLBaM/tSMLBaY staje się refrenem flanerów poszukujących wrażeń. Dla osoby zapuszczającej się w obce rejony spojrzenie jest pierwszą formą kontaktu – to przeskakująca między biegunami iskra, pierwsza wymieniona informacja. W naszpikowanym elektroniką mieście, na granicach państw, w biurach, domach i sztabach wojskowych krzyżują się spojrzenia i sygnały, alarmy i blokady.
Współczesne maszyny również „odwracają się, żeby zobaczyć”, ale czy mechaniczna wymiana spojrzeń – maszynowe widzenie – zostawia po sobie istotny ślad? Czy spojrzenie powtórzone niezliczenie wiele razy nawarstwia się na serwerach i gęstnieje w pętlach algorytmów, łącząc wspomnienia i każąc nazywać rzeczy – jak chemiczny sygnał transmitowany w łańcuchach ludzkich neuronów?
Kluczowe w tej historii wydaje się nadawanie imion, ubieranie w pojęcia. „Nienazwane nie istnieje dla nas. Nazwać coś znaczy włączyć to w jakiś sens uniwersalny. Izolowane, mozaikowe słowo jest wytworem późnym, jest już rezultatem techniki. Pierwotne słowo było majaczeniem, krążącym dookoła sensu światła, było wielką uniwersalną całością. Słowo w potocznym dzisiejszym znaczeniu jest już tylko fragmentem, rudymentem jakiejś dawnej wszechobejmującej, integralnej mitologii. Dlatego jest w nim dążność do odrastania, do regeneracji, do uzupełniania […]” – pisał Bruno Schulz w Mityzacji rzeczywistości. Pojęcia wyznaczają logos postrzegania świata. Stwarzają poczucie porządku i rozumienia. Podobny ład w świecie obrazów odsłaniać miała morfologia.
Morfologię jako naukę o formach ustanowiono pod koniec XVIII wieku. Johann Wolfgang von Goethe w olśnieniu uznał, że za wielością i różnorodnością form współczesnych mu roślin musi się kryć postać pierwsza, najbardziej pierwotna – „praroślina”. Szukał jej na włoskich łąkach i w ogrodach Palermo. Nie znalazł. Powstał jednak jej wizerunek i pozostała nazwa. Poszukiwanie prarośliny dało początek nauce o formach, która zasilać miała nurt klasyfikowania i porównywania kształtów różnych rzeczy. Morfologia ekscytowała obietnicą odsłonięcia podstaw porządku natury, ale w pewnym momencie zaczęło się wydawać, że ta morfologiczna nauka-nienauka to ślepy zaułek i porównywanie form oraz szukanie porządku wizualnego donikąd nie prowadzi.
Nowa morfologia powstaje bez udziału filozofów. Zakorzeniona jest w systemach technologicznych: ustala się w wyniku działania cyfrowej maszynerii. Pokrewieństwo form zyskało na wyrazistości, gdy opracowano współczesne metody przetwarzania obrazów: algorytmy i eksperymenty polegające na generowaniu złożonych form wizualnych, które przeniosły poszukiwania prarośliny Goethego ze świata form żywych, organicznych, w przestrzeń sygnałów i informacji. Tu jednak zaczynają się schody. W XVIII wieku Goethe martwił się w wierszu, że kochankę gubi „wieloraka mieszanina kwietnego natłoku”. A co zrobić z ogromną ilością powstających obecnie obrazów i enigmatycznością technologicznego zaplecza współczesnego świata? Zrozumienie i opowiadanie o tym, czym dziś jest obraz, wydaje się karkołomne. I tu, paradoksalnie, z pomocą może przyjść pojęciowe rozstrojenie.
Można sobie wyobrazić, że technologia jest id współczesności. Nie przynależy do porządku rozumu, ale jest tym, co podstawowe, ukryte, wrodzone i impulsywne. Wzajemność relacji technologicznego id i obrazu staną się wątkami przewodnimi wystawy. Poprzez nie przyjrzymy się infrastrukturze wizualności: jej historii, odmianom, typom i efektom jej działania. Doświadczymy niestabilności systemu, snu o nowoczesności oraz skomplikowanych kierunków relacji człowieka z obrazem i obrazów ze sobą nawzajem.
Współczesne maszyny również „odwracają się, żeby zobaczyć”, ale czy mechaniczna wymiana spojrzeń – maszynowe widzenie – zostawia po sobie istotny ślad? Czy spojrzenie powtórzone niezliczenie wiele razy nawarstwia się na serwerach i gęstnieje w pętlach algorytmów, łącząc wspomnienia i każąc nazywać rzeczy – jak chemiczny sygnał transmitowany w łańcuchach ludzkich neuronów?
Kluczowe w tej historii wydaje się nadawanie imion, ubieranie w pojęcia. „Nienazwane nie istnieje dla nas. Nazwać coś znaczy włączyć to w jakiś sens uniwersalny. Izolowane, mozaikowe słowo jest wytworem późnym, jest już rezultatem techniki. Pierwotne słowo było majaczeniem, krążącym dookoła sensu światła, było wielką uniwersalną całością. Słowo w potocznym dzisiejszym znaczeniu jest już tylko fragmentem, rudymentem jakiejś dawnej wszechobejmującej, integralnej mitologii. Dlatego jest w nim dążność do odrastania, do regeneracji, do uzupełniania […]” – pisał Bruno Schulz w Mityzacji rzeczywistości. Pojęcia wyznaczają logos postrzegania świata. Stwarzają poczucie porządku i rozumienia. Podobny ład w świecie obrazów odsłaniać miała morfologia.
Morfologię jako naukę o formach ustanowiono pod koniec XVIII wieku. Johann Wolfgang von Goethe w olśnieniu uznał, że za wielością i różnorodnością form współczesnych mu roślin musi się kryć postać pierwsza, najbardziej pierwotna – „praroślina”. Szukał jej na włoskich łąkach i w ogrodach Palermo. Nie znalazł. Powstał jednak jej wizerunek i pozostała nazwa. Poszukiwanie prarośliny dało początek nauce o formach, która zasilać miała nurt klasyfikowania i porównywania kształtów różnych rzeczy. Morfologia ekscytowała obietnicą odsłonięcia podstaw porządku natury, ale w pewnym momencie zaczęło się wydawać, że ta morfologiczna nauka-nienauka to ślepy zaułek i porównywanie form oraz szukanie porządku wizualnego donikąd nie prowadzi.
Nowa morfologia powstaje bez udziału filozofów. Zakorzeniona jest w systemach technologicznych: ustala się w wyniku działania cyfrowej maszynerii. Pokrewieństwo form zyskało na wyrazistości, gdy opracowano współczesne metody przetwarzania obrazów: algorytmy i eksperymenty polegające na generowaniu złożonych form wizualnych, które przeniosły poszukiwania prarośliny Goethego ze świata form żywych, organicznych, w przestrzeń sygnałów i informacji. Tu jednak zaczynają się schody. W XVIII wieku Goethe martwił się w wierszu, że kochankę gubi „wieloraka mieszanina kwietnego natłoku”. A co zrobić z ogromną ilością powstających obecnie obrazów i enigmatycznością technologicznego zaplecza współczesnego świata? Zrozumienie i opowiadanie o tym, czym dziś jest obraz, wydaje się karkołomne. I tu, paradoksalnie, z pomocą może przyjść pojęciowe rozstrojenie.
Można sobie wyobrazić, że technologia jest id współczesności. Nie przynależy do porządku rozumu, ale jest tym, co podstawowe, ukryte, wrodzone i impulsywne. Wzajemność relacji technologicznego id i obrazu staną się wątkami przewodnimi wystawy. Poprzez nie przyjrzymy się infrastrukturze wizualności: jej historii, odmianom, typom i efektom jej działania. Doświadczymy niestabilności systemu, snu o nowoczesności oraz skomplikowanych kierunków relacji człowieka z obrazem i obrazów ze sobą nawzajem.
Kurator wystawy
Magdalena Kownacka, Anna Olszewska